2014.03.04 | Michał Czuma

Ofiary podstępu... część III

Edukacja finansowa

Każdy człowiek jeśli wie, co mu grozi, na jakie niebezpieczeństwa jest narażony, gdy czuwa nad tym, co robi - jest w stanie przewidzieć, albo przygotować się na zbliżającą się katastrofę. Czyli w naszym przypadku, na sytuację gdy ktoś chce go okraść i oszukać.

Zbieg okoliczności jest sygnałem, zbliżającego się zagrożenia albo uruchamia w nas system obronny, który powinien nastawić nasza percepcję na analizę dokładną wszystkich dziejących się w danej chwili zdarzeń. Oszust żyje własnym życiem, my własnym, a gdzieś w którymś miejscu, by on mógł oszukać nas, musi się do nas zbliżyć. Ten moment, chwila jest do wychwycenia jeśli wiemy na co mamy zwracać uwagę.  My możemy zbliżyć się do niego, dając mu okazję, on może zbliżyć się do nas, by samemu taką okazję stworzyć. Jeśli dodatkowo nie kontrolujemy tego, co wokół nas się dzieje, nie wiemy, co nam grozi, jesteśmy naiwni, nieuważni – w którymś momencie zostaniemy oszukani. I to, że nikt nas jeszcze nie oszukał może być skutkiem tego, że z jednej strony może umiejętnie się bronimy, jesteśmy czujni, inteligentni i przez to jesteśmy trudną ofiarą, szczytem, który nie ma jeszcze swojego Hillarego, albo po prostu nie doszło jeszcze do tej koincydencji naszego życia z działaniami oszusta i dlatego jeszcze nas nie oszukano. Albo oszukano, ale nie wiedząc co sprawdzić, żyjemy w błogiej nieświadomości.

Jeszcze wrócę na chwilę do Schopenhauera. Zauważył on, że niezmiernie rzadko dostrzegamy bezpośrednio niektóre z doznań i zdarzeń, które nas dotykają. Chociażby trudno nam żyjąc codziennie wychwycić to, co nam, naszym bliskim, naszej firmie czy organizacji zagraża. Nasz umysł ma pewną cechę, która wynika z faktu, że nie jesteśmy w stanie wyłapać wszystkiego, co do nas dociera. Postrzegamy tylko wycinek rzeczywistości, zwykle tylko ten, na którym jesteśmy akurat skoncentrowani. To oczywiste, że każdy człowiek chcąc normalnie funkcjonować, nie jest w stanie kontrolować wszystkiego, wyłapać wszystko co się dzieje wokół nas. Jesteśmy w tym postrzeganiu rzeczywistości mniej lub bardziej ograniczeni. Mimo, że potrafimy być bardzo bystrzy, z powodu zmęczenia, z powodu braku wiedzy, z powodu natłoku napierających do nas ze wszystkich stron, ogromnych ilości danych oraz wrażeń, nasz umysł je wszystkie wstępnie filtruje i układa w struktury łatwiej przyswajalne.

Oto przykład doskonale to opisujący. Każda mama opiekująca się dzieckiem, potrafi w tym samym czasie sprzątać, rozmawiać przez telefon z koleżanką i jeszcze gotować obiad. Ale umysł przysłowiowej mamy, nieświadomie tworzy hierarchię spraw i jako najważniejszą zgodnie z macierzyńskim instynktem uznaje opiekę nad dzieckiem. I wystarczy, że dziecko zakwili, krzyknie, rozlegnie się głośniejszy stukot w pokoju dziecka, a mama przerywa bez słowa rozmowę, rzuca słuchawkę, zapomina o odkurzaczu, kipiącej zupie, rozgadanej koleżance i jej problemach i leci szybko do pokoju, by sprawdzić co się stało i uratować dziecko z opresji.

Ten proces hierarchizowania doznań wykorzystują wszyscy magicy świata i oszuści. Oszust dąży do tego, by ofiara za wszelką cenę, skupiała się nie na tym co ważne dla ofiary ale na tym, co odwraca uwagę od celu zainteresowania oszusta. Oszust nie chce byśmy byli czujni i trzymali rękę na kieszeni gdzie trzymamy nasz portfel. On chce, byśmy rękę z kieszeni zdjęli, a najlepiej byśmy zapomnieli w ogóle, że mamy portfel. My mamy patrzeć i skupić się na tym, na czym oszust chce byśmy się skoncentrowali. Umysł człowieka koncentrując się na wskazanej rzeczy, nie dostrzega już tego, co się dzieje poza punktem koncentracji.

Dlatego oszust podejmuje całą masę działań, by tę hierarchię ważności w umyśle człowieka skutecznie poprzestawiać. Dzięki temu przestępca uzyskuje i czas i przestrzeń do niczym nie skrępowanego działania. Kiedy więc pilnujemy, czy ktoś albo coś nie usiłuje naszą uwagę skupić na czymś mniej istotnym od tego, co dla nas ważne, jest to dla nas sygnał, że możemy za chwilę stać się ofiarą oszustwa.

Ponieważ  każdy człowiek sam buduje sobie własny system rozpoznawania tego, co najważniejsze, ważne i mniej ważne. Dlatego te same bodźce wyjściowe mogą u różnych ludzi dawać różne odczucia. Tworząc lub wykorzystując „zbieg okoliczności”, oszust  korzysta z wiedzy o naszej hierarchii tego, co ważne i nieistotne i działając określonym bodźcem wywołuje u nas konkretne działanie. Jeśli więc w naszym na pierwszy rzut oka pozornie uporządkowanym życiu, w znanym nam otoczeniu, firmie, wydarza się coś odbiegającego od tej normy, gdy dostrzegamy coś, co nas ostrzega, odkrywamy coś, co powinno zwrócić naszą uwagę - nie wolno nam tego ignorować dopóki tego nie sprawdzimy. Jak pokazują historie wielu oszustw – ich sukces krył się w tym, że ludzie ignorowali poprzedzające katastrofę ostrzeżenia. Zaś tych, którzy ostrzegali, ignorowano a często traktowano jak nieszkodliwych wariatów.

Oszust, chcąc odnieść sukces, musi w podstępie wykorzystać czynniki, które usypiają czujność. Musi zadziałać bodźcem, który albo odwróci naszą uwagę albo wyłączy nam myślenie. Do listy czynników należą wszystkie te, które potrafią nas po prostu omamić i zdekoncentrować.

Jednym z takich czynników, który potrafi uśpić czujność jest chciwość i próżność. Kiedy ludzie mają pieniądze, mają też spore wydatki a to uruchamia pewien proces, który wykorzystują oszuści.

Każdy mający pieniądze chce mieć po prostu więcej pieniędzy, a mając pieniądze chce podnosić swój prestiż. Mało jest ludzi, którzy potrafią powiedzieć sobie „dość” i cieszyć się tym, co mają, ostrożnie gospodarując swoimi dobrami.

Chciwość jest tym czynnikiem, który przysłonić może człowiekowi jasność myślenia i odebrać zdolność dostrzegania zagrożeń, uczynić go głuchym na ostrzeżenia. I zarazem jest doskonałą zasłoną dla oszusta. Oszuści bardzo często pobudzają w swoich ofiarach chciwość. Poniżej przedstawiam wam przykład oszustwa, które udało się zrealizować wyłącznie dzięki wykorzystaniu ludzkiej chciwości i próżności. W opisywanym przypadku ponadto wykorzystano fakt, że czujność osób majętnych usypia dobra reputacja i sława jaką otacza się innych ludzi.

Jeden z najbardziej szanowanych finansistów Wall Street okazał się zwykłym oszustem, który swoją piramidę finansową ukrył przed większością ludzi na świecie, wykorzystując ludzką chciwość i próżność. Ofiarą machinacji Bernarda Madoffa nie padli zwykli ciułacze, ale elita. Od Stevena Spielberga, znanych aktorów, finansistów, polityków po noblistę Elie Wiesela oraz wielu zamożnych ludzi, właścicieli renomowanych fundacji, funduszy i banków. Ci ludzie mieli często ogromne pieniądze. Wszyscy, którzy mu zaufali przekazali mu ponad 62 miliardy dolarów. W ciągu prawie 50 lat Madoff stworzył wokół siebie otoczkę, jednego z najbardziej skutecznych inwestorów na Wall Street. Jego reputacja sławnego bankiera w starym stylu tworzyła jego wiarygodność, odróżniającą go od młodych wilków świata finansów, budując legendę człowieka, który przestrzega wysokich standardów etycznych. Przyciągał ludzi tym, że gwarantował stałą stopę zwrotu z inwestycji, a sam tworzył nimb człowieka niedostępnego, inwestora „nie dla każdego” a tylko dla „wyjątkowych ludzi”. Wiele jego ofiar płaciło na lewo i prawo, by ktoś ich mu polecił. To otoczenie, legenda jaką sam stworzył przy pomocy kilku przyjaciół i dbając o reputację, jaką budowali mu Ci, których spłacał zgodnie z obiecaną tabelą zysków sprawiła, że ludzie chcieli się dostać do jego ekskluzywnego „klubu” zamożnych inwestorów za wszelką cenę. Około 2005 roku jego biznes coraz bardziej wyglądał na prawdziwą piramidę finansową - z powodu spowolnienia na giełdzie Madoff nie nadążał z utrzymywaniem stałej bardzo wysokiej stopy zwrotu inwestycji, która przez pół wieku utrzymywała się na niezmiennym poziomie od 15 do 22 proc. By zachować pozycję, zaczął wypłacać klientom dywidendy z pieniędzy, które pozyskiwał od nowych klientów. Szalbierstwo uderzyło w kilka wielkich banków, takich jak Santander, HSBC czy Royal Bank of Scotland. Do dzisiaj wielu dziwi się, że tyle lat Madoff mógł funkcjonować, ale nikt nie dostrzegł tego, jak oszukuje swoje ofiary. To, że nikt nie widział, iż ludzie mają do czynienia z oszustem nie do końca to było prawdą. Byli tacy, ale nikt ich nie słuchał. Później dziwiono się szczególnie tym, którzy z istoty swojej działalności, stosują zasady ograniczonego zaufania bazującego na sprawdzaniu każdego biznesu, w jaki lokuje swoje pieniądze. W szczególności chodzi tu o banki, które obsługiwały jego przedsięwzięcia i fundusze inwestycyjne oraz emmerytalne. Tworzona „otoczka” i rosnąca „legenda” o zyskach z inwestowania w projekty Madoffa spotkała się z całkowitym zaślepieniem ze strony nawet urzędów kontrolnych. W 2006 r. jeden człowiek, Harry Markopolos oskarżył Bernarda Madoffa o prowadzenie ordynarnej piramidy finansowej i złożył doniesienie do amerykańskiej komisji nadzoru giełdowego (SEC). Inspektorzy SEC nie znaleźli jednak żadnych podstaw, by przerwać jego działalność. Wątpliwości inspektorów SEC nie wzbudził nawet fakt, że audytem miliardowych operacji Madoff Investement zajmuje się zatrudniające tylko trzy osoby biuro księgowe Friehling & Horowitz, które dodatkowo stwierdziło, że od 15 lat nie zajmuje się audytami.

Po aresztowaniu zapytano Madoffa jak mu się udało uniknąć wpadki przed wyjątkowo skrupulatnymi inspektorami SEC. Odpowiedział wtedy: „Jestem blisko z kontrolerami giełdy, dlatego nie staram się mówić, że to co robią, jest złe. Prawdę mówiąc, moja siostrzenica właśnie poślubiła jednego z nich".

Część jego klientów zauważyła zawczasu, że mają do czynienia z oszustem i złożyła wcześniej pozwy przeciwko niemu domagając się zwrotu zainwestowanych pieniędzy. Ale w tym samym czasie, sam Madoff zapewniał swoich klientów, iż ulokowane u niego pieniądze dają wciąż wysoki zwrot  i informował o 5,6% wzroście wartości funduszy, którymi zarządzał. Wciąż znajdował nowych klientów – do końca! Gdy miesiąc później Madoff wezwał swoich synów by oznajmić im, że cała jego działalność to było jedno wielkie oszustwo, tylko nieliczni zdążyli odkryć to sami. Konkurencja, która znała prawdę z wielką trudnością mogła przekonać ludzi, że działalność firm Madoffa to wielkie oszustwo, mimo iż wiele splotów okoliczności potwierdzało ich obawy. Tylko Ci, którzy dostrzegli te wszystkie informacje, potrafili uniknąć pułapki Madoffa. Ten rodzaj piramidy finansowej, ze względu na sposób jej zamaskowania nazywany jest często „oszustwem reputacyjnym”. Oszust buduje swoją reputację, która potem ukrywa faktyczną oszukańczą działalność, wprowadza w błąd inne osoby, wystawiając na pośmiewisko każdą, która stara się ostrzec innych, usypiając czujność ofiar, oraz wymaganą w takich okolicznościach ostrożność (proszę pamiętać, że Madoff oszukał potężne banki, fundacje i fundusze inwestycyjne oraz reasekuracyjne). Im wyższa reputacja, tym głosy ostrzegawcze są słabiej słyszalne i szybciej są ignorowane. Gdyby urzędnicy z amerykańskiej komisji papierów wartościowych posłuchali Harrego Markopolosa, w ogóle nie byłoby problemu w sprawie Madoffa. Harry Markopolos, menedżer niewielkiego amerykańskiego funduszu inwestycyjnego w Massachusetts, geniusz matematyczny, przez prawie dziesięć lat usiłował zwrócić uwagę SEC na Madoffa, który na wielką skalę defraudował pieniądze inwestorów dosłownie pod nosem władz. Nikt nie chciał mu wierzyć. "The Wall Street Journal" wrzucił dossier Markopolosa na dwa lata do szuflady. Podobnie postąpiły inne gazety. Uznano go za nieszkodliwego wariata. Wielu go takim uważa do dzisiaj mimo, iż ostrzega on przed jeszcze innymi wielkimi oszustami. Ciekawe, że oszustwa i największe kryzysy gospodarcze mają podobnych sobie, swoich „proroków” ostrzegających przed najgorszym.

Wielki Kryzys USA 1929-1933, gdy ceny akcji w USA zostały wywindowane przez spekulantów ponad ich realną wartość a potem spadły w dramatyczny sposób pomimo faktu, że oceny stanu gospodarki światowej wykonane przez specjalistów przedstawiały się jak najbardziej optymistycznie niektórym pozwolił uniknąć krachu. W październiku 1929 roku posiadacze tych akcji zaczęli je nagle sprzedawać. Wybuchła panika. Tak zaczął się kryzys ekonomiczny, którego skutki odczuł cały świat. Pierwszym objawem kryzysu był tak zwany czarny piątek 29 października 1929 roku, gdy nastąpiło załamanie na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych. Z dnia na dzień wielu ludzi utraciło wszystkie oszczędności. Wielu, ale nie wszyscy. Tylko nieliczni dostrzegli sygnały, jakie pojawiły się kilka miesięcy wcześniej 25 marca 1929 r. kiedy nowojorska giełda przeżyła mini-krach, przedsmak tego, co miało spotkać ją kilka miesięcy później. Przed krachem ostrzegał Paul Warburg, wpływowy bankier, Roger Babson, "Prorok" Straty i Alexander Noyes, zwany Cassandrą z New York Times’a. Podobnie sprawa miała się z kryzysem subprime w 2007 r. I dramatyczne wydarzenia tego wydarzenia  miały też swoich sygnalistów ostrzegających przed najgorszym? Tak, przed pęknięciem bańki ostrzegał chociażby Robert J. Shiller – amerykański ekonomista, profesor Yale University, który rok przed bankructwem Lehman Brothers przestrzegał przed pęknięciem bańki na rynku nieruchomości. Powyższe historie niestety pokazują pewną dramatyczną prawdę: oszustwa oraz machinacje czy defraudacje – wszystko jest do wykrycia nim dojdzie do katastrofy. Jeśli to się nie udaje, jest to skutkiem między innymi tego, że osoby, które mogłyby ten stan rzeczy zmienić, lekceważą czynniki zapowiadające takie nieprzyjemne zdarzenia. Oszustwo da się przewidzieć.

Nie trzeba być jasnowidzem, człowiekiem o nadprzyrodzonych zdolnościach, by odkryć, że wokół nas dzieje się coś nietypowego, co wymaga naszej koncentracji. Nie trzeba wydawać wielkich pieniędzy, aby dostrzec zawczasu zagrożenie. Często wystarczy jeden człowiek, który zna się na swojej robocie, by ostrzec miliony. Problemem jest to, czy ktoś go będzie słuchał. Wystarczy odpowiednio reagować na pojawiające się i zapowiadające zagrożenie anomalie. Pozwolicie więc, że ja niezrażony dalej będę tu opowiadał o tym, jak nie dać się oszukać i żyć w marę spokojnie. A o tym co robić, gdy się je już dostrzeże oszusta lub zagrożenie nadużyciem, opowiem w następnych wpisach.