2012.08.09 | Michał Macierzyński

Czy nasz kraj jest rajem obiecanym dla portfeli NFC?

Technologia i nowinki

Polska bankowość należy do jednych z bardziej innowacyjnych na świecie. Być może trudno w to uwierzyć, ale rzeczywiście nie mamy się czego wstydzić, zwłaszcza w przypadku bankowości elektronicznej. I nie chodzi tutaj o pojedyncze przypadki wdrożeń, ale o upowszechnienie rozwiązań. W naszym kraju są standardem, podczas gdy w wielu innych państwach wciąż są na etapie rynkowego pilotażu.  Wszystko to jest możliwe dzięki swoistej rencie zapóźnienia, a kluczem sukcesu są nowoczesne systemy centralne, które ułatwiają on-linową wielokanałowość. Jeśli do tego dodać szybki system rozliczeń międzybankowych i stosunkowo duża grupę żądnych nowinek klientów, mamy pełen obraz rynku wyróżniającego się na tle innych krajów.

Względy historyczne sprawiły, że czeki są w Polsce praktycznie nieznane (chyba, że z filmów), a jednocześnie staliśmy się jednym z największych rynków płatności zbliżeniowych. Taki stan był możliwy głównie dzięki decyzji PKO Banku Polskiego, który zdecydował na wymianę wszystkich karty z paskiem magnetycznym na karty z chipem i od razu z opcją zbliżeniową. W ten sposób z niszowego rozwiązania dla „bankowej hipsterki”,  takie karty stały się rynkowym standardem. Wymusił to ruch największego gracza na rynku, który w krótkim czasie stał się jednocześnie prawdopodobnie największym „zbliżeniowym” bankiem w Europie.

Duża liczba kart to jednak dopiero połowa sukcesu. Ważna jest infrastruktura, czyli czytniki zbliżeniowe. Ciekawostką jest fakt, że również tutaj spółka z grupy PKO Banku Polskiego postawiła podwaliny pod ten rynek. W tym momencie chociaż pod względem liczby POSów na tysiąc mieszkańców jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie, to w przypadku czytników kart zbliżeniowych przodujemy nie tylko w Europie, ale nawet na świecie. Stąd nie ma się co dziwić, że również pierwsze piloty NFC odbywają się naszym kraju.

Po raz pierwszy telefonem z funkcją NFC ponad dwa lata temu mogli zapłacić klienci Inteligo (czyli PKO Banku Polskiego) i BZ WBK. Pilotaże skończyły się przekonaniem, że rewolucja musi jeszcze poczekać, przynajmniej na większą liczbę telefonów z takim modułem. Entuzjaści tej technologii muszą jeszcze trochę poczekać, bo aparatów w sprzedaży wciąż zbyt dużo nie ma, a nawet jeśli się za chwilę pojawią, to minie kilka dobrych lat, zanim staną się na tyle powszechne, że będzie można myśleć o umasowieniu takich płatności. Inna sprawa to edukacja rynku. Skoro banki i organizacje płatnicze muszą się tyle napracować, żeby ludzie w ogóle chcieli płacić kartami zbliżeniowymi (czy kartami w ogóle), to dość naiwne jest stwierdzenie, że wszyscy od razu rzucą się masowo do płacenia telefonem. A przypomnijmy, że kart zbliżeniowych mamy w kraju kilka dobrych milionów i jak to wspominałem, jesteśmy liderami, nie tylko w Europie…

Przymknijmy na chwilę oczy na te problemy z infrastrukturą i załóżmy, że telefony są, POSy również. Pomińmy również trudności związane z samym uruchamianiem usługi (specjalny telefon, specjalna taryfa, specjalna karta SIM, wybrany telekom, wybrany bank, wybrane konto). Powstaje pytanie czy i komu się to opłaca? Z punktu widzenia banku płatności takim telefonem są mniej korzystne niż w przypadku tradycyjnych kart ze względu na dodatkowe opłaty dla telekomów oraz nakłady jakie trzeba ponieść przy wdrożeniu i utrzymaniu usługi, oraz akwizycji klientów. Bank musi też się otworzyć na współpracę z telekomem, który w zdecydowanej większości ma więcej klientów niż każdy bank działający w Polsce. Trudno też pogodzić się z sytuacją,  w której od nowy gracz dyktuje warunki, a tak może się stać – w końcu miejsce na karcie SIM należy do telekomu. Są i inne problemy. Telefonem NFC nie wypłacimy pieniędzy z bankomatu. (przynajmniej do momentu dużych inwestycji w czytniki montowanych na ATMach). Płatność w internecie? Znowu trzeba odchodzić od modelu NFC w stronę rozwiązań alternatywnych do NFC. Jednym słowem trudno spodziewać się w najbliższej przyszłości, że model SIM-centric będzie masowo królował – nawet jeśli poszczególne elementy wymagane do umasowienia tego rozwiązania pojawią się na rynku. Ktoś musi zapłacić za rozwój całego ryku – edukację i infrastrukturę. Telekomy oglądają się na banki, banki na telekomy i jedynym łącznikiem są organizacje płatnicze, które jednak muszą liczyć się z realiami. A te wyglądają w ten sposób, że telefon jest alternatywą do karty, ograniczoną do niektórych płatności i części POSów. Mówimy zatem o ograniczonych wolumenach i ograniczonych zyskach, przy potrzebie wydania sporych pieniędzy. Pytanie czy klienci masowo dla samej możliwości płacenia telefonem NFC zaczną zmieniać bank, tak jak kiedyś zmieniali dla bankowości internetowej? Raczej trudno w to uwierzyć. O ile bankowość internetowa była innowacją przełomową, to płatności zbliżeniowe czy to kartą czy telefonem, moim zdaniem czymś takim nie są. Płatności  NFC telefonem są zaś jedynie bardzo małym wycinkiem ekosystemu płatności mobilnych – do tego jeszcze posiadającym doskonały substytut w postaci karty (zbliżeniowej lub nie).

Zbliżający się start kolejnego pilota mobilnych płatności na NFC jednego z operatorów i systemów płatniczych w Polsce, mocno podpompowany PRowo w mediach, moim zdaniem nie ma dużych szans na stanie się szybko standardem płatności mobilnych (o ile w tym przypadku możemy tak mówić – czy płacąc zegarkiem mówimy o płatnościach zegarkowych w sytuacji, kiedy wciąż funkcjonuje model tradycyjnej karty płatniczej?). Przede wszystkim ze względu na brak dostępu telekomów do źródła pieniądza. Tutaj wciąż przewagę ma bank, przynajmniej w Polsce. U naszych zachodnich sąsiadów mogę dać zgodę na podłączenie się do mojego rachunku bankowego na zasadzie podobnej do szybkiego polecenia zapłaty, dzięki czemu pomijam wszelkie opłaty pośredniczące (banku, organizacji płatniczej). Oznacza to, że operator ma możliwość dostępu do źródła pieniądza bez potrzeby dogadywania się z bankiem (chociaż zawsze lepiej robić to we współpracy, niż w pewien sposób wbrew interesom banku). Zwłaszcza, że i sama karta płatnicza wydawana jest bez banku, tylko przez prywatną spółkę. Problem w tym, że nie ma tam dostatecznej infrastruktury NFC, stąd trudno oczekiwać sukcesu. Być może dlatego na poligon doświadczalny wybrano akurat nasz kraj. Telekomy mogą tu bowiem bez ograniczeń korzystać z bankowej infrastruktury. Problemem jest natomiast brak możliwości łatwego podpięcie się do bankowego rachunku – źródła pieniądza. Bez tego cała idea portfela NFC pozostaje jedynie pomysłem z PowerPointa. Nawet bowiem jeśli różne stron posiadają duże bazy klientów, to przy wymogu spełnienia kilku warunków (konkretny telekom, konkretna taryfa, telefon, karta SIM, konkretny bank (karta płatnicza) i konkretna taryfa), wspólna ich część kurczy się do bardzo małego procenta. To zaś powoduje, że całość ma problem ze spięciem się w jakiś model biznesowy. Zwłaszcza, że mówimy o bardzo, bardzo niskich prowizjach, które i tak wkrótce się zmniejszą. Szukanie zaś sensu biznesowego w pozyskiwaniu nowego, aktywnego klienta to ogromne ryzyko, bo te same pieniądze włożone promocję innych produktów lub innowacyjnych usług mogą zwrócić się znacznie szybciej. Na sam koniec – z punktu widzeniu user experience – czym różni się płatność zbliżeniową kartą od płatności telefonem? Może tylko tym, że telefonu nie zapominamy. No ale NFC jak na razie nie zastąpi nam w pełni gotówki czy samej karty płatniczej.

Czy NFC to przyszłość płatności? Nie można tego wykluczyć, zwłaszcza w przypadku płatności naziemnych. Warto jednak zauważyć, że NFC to tylko sposób na przekazywanie informacji i nie jest to tożsame ze standardem EMV (czyli karcianym). Telefon daje znacznie więcej możliwości niż prosty substytut karty zbliżeniowej. I to właśnie tu, a nie w samym portfelu NFC kryje się prawdziwy potencjał. Otwarte pytane brzmi, kto ten potencjał zagospodaruje…